W Szwecji oceniano, że porusza się przed kamerą niezgrabnie — w USA odkryto w jej ruchach „wyrafinowany animalizm”. Już po pierwszym hollywoodzkim filmie Słowik hiszpański jeden z nowojorskich krytyków zauważył, że Garbo „nigdy nie jest w kłopocie, jak w danym momencie znaleźć najodpowiedniejszy gest lub wyraz twarzy i w większości scen jest bardzo swobodna przed kamerą”. A słynny publicysta Joseph Alsop, obejrzawszy Słowika po dziesięciu latach od dnia premiery, gdy Greta była u szczytu sławy, pisał: „…w swojej grze zapowiadała już wtedy to, czym jest dzisiaj, ale tylko zapowiadała (…) Raz czy dwa otuliła się płaszczem łagodnej ironii, którym dziś posługuje się, jak tylko zechce. Wyróżniając się wśród innych, była sobą w stanie embrionalnym”. Wraz z utwierdzaniem się mitu kobiety fatalnej, heroicznej, udręczonej — także jej uroda zaczęła nabierać podtekstów literackich, psychologicznych, charakterologicznych, w końcu — filozoficznych. „Uroda Grety Garbo kryje w sobie permanentny, głęboko przejmujący smutek, który nie jest tylko chwilowym wyrazem przelotnego nastroju – pisał Bela Balazs w »Sztuce filmowej«. – Tkwi w niej smutek niezależnie od kolejnych przeżyć, smutek, który stał się wyrazem odczuwania życia i jest odpowiednikiem światopoglądu, pewnej istotnej cechy charakteru. Stąd smutek ten to nie mimiczna gra, która wciąż ulega ewolucji, ale konstruktywny element fizjonomii. Gdy Greta Garbo niekiedy się uśmiecha lub nawet śmieje, to ta pogodna gra mimiczna nie jest w stanie przesłonić smutku jako fizjonomicznej osnowy”.
