Historię i sposoby działania hollywoodzkiego star-syste- mu wielokrotnie już opisywano. Mało kto jednak zastanawiał się nad jego mankamentami, które stawiają pod znakiem zapytania skuteczność tego tak – zdawałoby się — precyzyjnie wypracowanego, sprawdzonego, doprowadzonego do perfekcji mechanizmu. Ale właśnie to, co każe nam system ów podać w wątpliwość, czyni go na nowo interesującym i godnym rozważań. Nie chodzi bowiem o zawodność czy niezawodność pewnych zabiegów produkcyjnego aparatu wielkich wytwórni, ale o znaczący i wymowny fakt, że nawet w okresie maksymalnego zmechanizowania komercyjnej produkcji filmowej jakieś jej dziedziny nie dawały się regulaminowo skodyfiko- wać, były wciąż grą przypadku, wielką niewiadomą, ba – tajemnicą! Dzięki temu nawet w warunkach triumfującego merkantylizmu i całkowitej racjonalizacji procesów twórczych kino nie traciło do końca pierwiastków irracjonalnych, nie przestawało mieć czegoś z magii, zaskoczenia, olśnienia. Paradoks tkwi w tym, że magia dawała albo nie dawała o sobie znać, na przekór woli samych magów, którzy aranżowali cały proceder, programowali jego przebieg i puszczali machinę w ruch. Czy to nie jedno z wielu świadectw, jak złożonym fascynującym fenomenem kulturowym jest kino?
