Cain nie pretendował do rangi Faulknera, Fitzgeralda czy Steinbecka, ale nie musiał – jak oni – mieć dwóch twarzy: literackiej i filmowej, ani przeżywać mąk zdeprawowanego przez Hollywood doktora Jekylla. Nie robił też wrażenia Mr. Hyde’a, bo jego osobowość twórcza w żadnym kierunku nie była do końca określona. Zarys owego kompleksu dwulicowości pisarza tworzącego dla filmu znaleźć można w cytowanej już wyżej powieści Fitzgeralda; producent Stahr próbuje instruować scenarzystę Boxleya: Przypuśćmy, że jest pan w aptece – zgodził się Stahr – i czeka na lekarstwo dla kogoś z rodziny, kto zaniemógł. Zachorował? – spytał Boxley. Tak. Poważnie zachorował. Wówczas wszystko za oknem, co przyciągnie pańską uwagę, prawdopodobnie dobrze zagra w filmie. Morderstwo? Po co aż tylel — odparł Stahr z uśmiechem. – Wystarczy pająk na szybie. Oczywiście… rozumiem. Obawiam się, że pan tego nie rozumie, panie Boxley. Pan na to patrzy pod kątem swojej sztuki, nie naszej. Pająka chowa pan dla siebie, dla nas wymyśla morderstwa” (przeł. Ariadna Demkowska-Bohdziewicz). A wymyślając efektowne morderstwa na potrzeby Hollywood pisarz woli, oczywiście, robić to anonimowo.
