Jednym z najbardziej reklamowanych filmów amerykańskich sezonu 1934-35 była tłana – kolejna adaptacja powieści Zoli. Wyprodukował ją Sam Goldwyn, działający już od kilkunastu lat niezależnie i nie związany z wytwórnią Metro-Goldwyn-Mayer, której po dawnych fuzjach pozostawił jedynie nazwisko. Film wyreżyserowała Doro- thy Arzner, jedyna kobieta wśród hollywoodzkich reżyserów, zyskująca – po kilku udanych filmach — coraz lepszą renomę jako specjalistka od kobiecych tematów (Lekcja miłości, Blaski i cienie miłości etc.). Ale naj- większymi literami jaśniało na frontonach kin nazwisko wykonawczyni roli tytułowej – ANNY STEN. Kto chciał się czegoś bliżej dowiedzieć o tej hollywoodzkiej debiu- tantce, mógł sięgnąć po pierwszą lepszą gazetę: wszystkie zasypane były wzmiankami o „nowym, wielkim odkryciu światowego kina”. Sam Goldwyn tak charakteryzował swą gwiazdę w jednym z wywiadów: „To aktorka tak naturalna, jakby wytryskała wprost z ziemi; jej inteligencja jednoczy instynkt artysty z powagą znajomości życia. Dzień, w którym podpisałem z nią kontrakt, był największym dniem w całej mojej karierze”. Trzydzieści lat później Goldwyn potwierdził raz jeszcze tę opinię w swoich wspomnieniach (cytuję wg książki „Hollywood” Garsona Kanina, 1974): „Pomyślałem sobie wtedy: — To jest ktoś, to jest gwiazda! Ma wszystko, co potrzeba: urodę, styl, seks, klasę. Ma olbrzymie doświadczenie i potrafi grać, jak diabli! Cały rok dyskutowaliśmy nad tym, co z nią zrobić. Była wielką aktorką, a wielkiej aktorce trzeba było dać wielką rolę”.
Skąd się wzięła Anna Sten?
