A dla kamery znaczyło wtedy, w latach triumfu wszystkich melodramatycznych konwencji, tyle, co dla widowni i to w stopniu znacznie większym niż dzisiaj. Znany nam dobrze z psychologii odbioru filmu proces projekcji i identyfikacji widza z bohaterem dokonywał się jeszcze w swej pierwotnej, czystej postaci, zintensyfikowanej ekranową iluzją. Wrażliwość Grety Garbo wobec wymagań kamery nie zmieniła się nawet wtedy, gdy po ośmiu latach bezczynności zgodziła się w roku 1949 na próbne zdjęcia do filmu La duchesse de Langeais wg Balzaka. Ten film, który miał reżyserować Max Ophuls, nigdy nie zosta! zrealizowany, a jego operator James Wong Howe wspomina: „…gdy kamera poszła w ruch (a test był niemy i słychać było szmer motoru), ona zaś usłyszała terkot ka-
mery – jej twarz natychmiast się zmieniła, jej siła ekspresji, jej cały emocjonalny nastrój ożył i zmienił jq kompletnie. Było to nie do uwierzenia, było to po prostu wspaniałe! Zacząłem zdjęcia, sjosując ogólne oświetlenie, ale ona dodała mi bodźca i zacząłem operować światłem, zmieniać wszystko, jakby te kilkaset metrów taśmy miało przejść do historii. Ona była jak koń na torze: z początku nic, potem dzwonek i wtedy coś fascynującego zaczęło się dziać. Potem zdjęcia się skończyły (…) i ona znowu była niczym”.
