Ostatnie dziesiątki lat, upadek dawnych systemów produkcji filmowej i powstanie nowych, rozpowszechnienie się filmu autorskiego, wreszcie triumf telewizji – pozwalają bowiem spojrzeć na całe zagadnienie z perspektywy historycznej, jak gdyby z lotu ptaka.
Fiedler jest jednym z tych krytyków, którzy, przyjąwszy McLuhanowski podział kultury ludzkiej na „epokę Gutenberga” i „epokę elektroniki”, skłonni są widzieć upokarzającą sytuację pisarza w dawnym Hollywood nie jako rezultat zderzenia „twórczości niezależnej” z „twórczością zniewoloną przez business”, ale konfliktu kulturowego znacznie szerszego, którego zarysy na dobrą sprawę dopiero dziś dostrzegamy, który próbujemy historycznie i filozoficznie określać. Chodzi o rozminięcie się obu wspomnianych epok: Gutenbergowskiej i elektronicznej, o krytyczny moment przejściowy, z którego wówczas nikt jeszcze nie zdawał sobie sprawy.
Teraz wiemy, że język literatury jako środka przekazu zaczynał wówczas przybierać nowe formy, zmierzając coraz konsekwentniej ku językowi obrazów. Oto nieświadomi swej nowej roli ludzie pióra, twórcy „z zacofanych obszarów kultury słowa mówionego i drukowanego” (McLuhan), stanęli bezradnie wobec narzucanych im – równie nieświadomie — wymagań wschodzącej ery elektronicznych środków przekazu. W życiu społecznym znamionowała ją „sytuacja całkowitej współzależności między ludźmi”.
